Beskidzka Sobota
Pogoda na sobotę zapowiadała się świetnie. Umówiłem się na wyjazd do Szczyrku z Grześkiem (z konkurencyjnego ale zaprzyjaźnionego teamu Sky-Country), jechał z nami też Remigiusz, który jeszcze nie lata na przeloty ale to już niedługo. Kolejka na Skrzyczne nie jeździ ale jeżdżą koledzy paralotniarze swoimi pojazdami 4×4. W Szczyrku przy „transporcie” spotkaliśmy między innymi Roberta (też konkurencja i to ta najbardziej groźna). Ja zasadniczo to bym poszedł pieszo… tak dla zdrowia. Na startowisku czekał już Łukasz (który właśnie kondycyjno-zdrowotnie podszedł do tematu). Skrzyczne jest fajnym miejscem kiedy nie ma tłumów turystów i glajciarzy, zdecydowanie polecam.
Na FIS-ie leżało jeszcze trochę śniegu. Wiatr nie wiał z żadnego konkretnego kierunku i choć na niebie były już Cumulusy to nikt nie spieszył się ze startem. Kiedy wystartował Łukasz i wykręcił się ruszyli też inni. Robert i Grzesiek startowali przede mną. Robert wykręcił się szybko i odszedł na trasę. Grzesiek został niewiele ponad szczytem kiedy ja startowałem. Początek był trudny i spadłem nisko nad Jaworzyną ale udało mi się złapać jakieś konkretne noszenie. Powyżej mnie doleciał do komina Grzesiek, szybciej zrobił podstawę i odszedł wzdłuż grani w kierunku Baraniej Góry. Dogoniłem go dopiero na trawersie Baraniej. Podstawy sięgały 2500 m ale noszenia były daleko od siebie, kominy miały bardzo ciasne „centra” i było dosyć turbulentnie. Lecieliśmy razem z Grześkiem w niewielkiej odległości. Nad południowymi stokami Baraniej Góry przez chwile polatał z nami szybowiec.
Po doleceniu nad Wielką Raczę skręciłem na wschód licząc, że przy tak słabym wietrze uda się nam wrócić na Skrzyczne. Niestety brak było chmur w kierunku Babiej Góry (widziałem dwa glajty w tamtym kierunku ale niżej od nas i nie wyglądało, że jest tam łatwo) za to ładnie wyglądała Słowacja dlatego skręciłem na południe. Nad Słowacją znowu widzieliśmy szybowce ale w większej odległości. Lecieliśmy dosyć wolno i nad Rużomberokiem wyglądało, że raczej nie damy rady przelecieć nad Niskim Tatrami ani przeskoczyć nad Wielką Fatrę gdzie jeszcze były chmury dlatego poleciałem wzdłuż doliny prowadzącej do Liptowskiej Osady po drodze dosyć mocno dusiło wiec prawdopodobnie dało się gdzieś jeszcze znaleźć noszenie…
Grzesiek lądował koło mnie kilka minut później. Robert przysłał esemesa, że wylądował koło Kubina i jest w knajpie w Rużomberoku. Remigiusz obiecał po nas pojechać pomimo braku dowodu rejestracyjnego do samochodu (Grzesiek miał go przy sobie ;-)). Do Rużomberoka dowiózł nas słowacki narciarz ski-turowy. Zrobiło się już ciemno i zamknięto już hipermarket pod którym „biwakowaliśmy”, kiedy nagle i znienacka zajechał Focus z uśmiechniętymi gębami Pawła Farona, Sapera i Gaździny. Paweł zaleciał z Żaru pod Bańską Bystrzycę czyli ze 40 km dalej. Już planowaliśmy małą imprezkę teamową ale dojechał Remigiusz Mercedesem i włączył nam się tryb szybkiego powrotu do żon i dzieci. Ja byłem w domu już o pierwszej… trzydzieści.