Krzysiek Schmidt został ironmanem
Plan z przymrużeniem oka zakładał:
- nie utonąć,
- odpocząć na rowerze,
- doczołgać się do mety.
Cóż za weekend! Emocje nie do opisania. Atmosfera tak napompowana, że jedna iskra i przesunęlibyśmy Ziemię na sąsiednią orbitę. Pływanie z pewnością może być stresujące – zwłaszcza w takim tłumie. Kilometr od brzegu nie można się zatrzymać i odpocząć na krawężniku 😅
Rower, motyla noga! Złapałem kapcia na powrocie do Poznania…. Wymieniłem tę nieszczęsną gumę. Byłem tak zmotywowany, że dotarłbym nawet, jakbym miał rower donieść na plecach!
I bieg… na dobicie. Chyba nie kręci mnie bieganie. Biegnę do mety, bo formuła nie przewiduje innej opcji.
Czy poszło gładko? Zdecydowanie! Czy mogłem pędzić szybciej? Tak. Czy zamierzam poprawić wynik…? Yyyy, kto wie. Zostałem IronManem na dystansie 70,3 mil. Miłe uczucie 😎