Czerwcowa niedziela

Niedziela 06.06.2010 przywitała nas piękną pogodą na latanie – nareszcie !!! To nic, że spałem tylko 1,5 h po góralskim weselu i oczy kleją mi się z braku snu 😉 Takiego dnia nie można przecież zmarnować. Tak po kilku telefonach i krótkim rekonesansie zdecydowaliśmy się wybrać na Łomnicę w składzie: Majster, Kuba & Malina.
Po przybyciu na miejsce, w kasie pani oznajmiła nam że „linówka na Skalnate Pleso ne funguje”… niestety będziemy musieli startować z Sedla (ok 400m niżej).
Na górze zastaliśmy dosyć mocny wiatr z SW, który dodatkowo ostudził mój plan na 100 FAI, staram się jednak tym nie przejmować i rozkładam glajta z nadzieją na dobry lot.

Po starcie i krótką walką z wiatrem zdecydowałem się na przelot otwarty w kierunku Pienin i dalej na NE. Po przeleceniu ok. 6 km zmieniam jednak decyzje! – na Tatrach Bielskich i dalej po Zakopane zaczęły budować się piękne Cu… mój początkowy plan znów stał się realny! Po wskoczeniu na Bielskie ostrożnie ze świadomością zawietrznej przeskakuję dalej w okolice drogi na Morskie Oko… widoki są wspaniałe – żałuję teraz że zapomniałem aparatu 🙁

Kolejne noszenie i jestem już w okolicy Granatów, szybki komin i wskakuje na nawietrzną w okolicy Świnicy. Warun wyrywa z butów, uff trzeba się namachać dzisiaj łapkami, kominy w centrach mają momentami po 8m/s! niezła jazda – dobrze że za kompana mam mojego Carbona, który dzielnie znosi tę torbę :). Na głównej grani wiatr jakby osłabł i zmienił kierunek na S, co zdecydowanie ułatwia mi lot. Takim sposobem prawie że bez kręcenia przelatuję od Świnicy aż po Tatry Zachodnie, rozochocony warunkami decyduję się na rozciągnięcie 1 punktu zwrotnego dalej o kilka km.

Teraz nadszedł czas na najtrudniejszy etap lotu… czyli atak na 2 PZ na płaskim, tutaj niestety robię pierwszy błąd, który o mało nie przypłaciłem lądowaniem w Chochołowskiej. Jakimś cudem jednak udaje mi się wygrzebać i mogę dalej kontynuować lot. Teraz po odbudowaniu wysokości, bardziej skoncentrowany i czujny skaczę w stronę Gubałówki, wykręcam chmurę i lecę dalej na N, w stronę Nowego Targu. Oj płaskie zdecydowanie słabiej nosi, jestem bardzo ostrożny, kręcę każde napotkane noszenie. Osiągam 2PZ i z radością opuszczam ten żabi kraj, kierując się w stronę gór. Nad Bukowiną Tatrzańską nareszcie spotykam glajta, to Malina na swoim Peaku – wykręcamy chmurę w dobrym noszeniu, Marek ma inne plany ode mnie i leci w stronę Białki, ja celuje w Gęsią szyję. Niestety popełniam kolejny błąd skacząc pod rozpadającą się chmurę i muszę uciekać z duszenia w stronę plamy słońca. Moja sytuacja nie jest za wesoła, jestem nisko i szukam już miejsca do lądowania 🙁 Gdy już wyciągałem nogi z mojego Genie Race’a, wario zaczęło delikatnie pikać… w słabym zerku dryfowałem w kierunku zbocza, komin stopniowo nabierał mocy i tak z zerka mam teraz 1,7 m/s, yeaah 😀 Znowu jestem w grze – to jest właśnie najpiękniejsze w lataniu !!! Nagrodą dla mnie za cierpliwość był widok pięknie oświetlonych zachodnim słońcem Tatr Bielskich … bezcenne 😉

Teraz wiem że mam dolot, postanawiam jednak wyciągnąć 3PZ lecąc w kierunku miejscowości Spiska Bela, gdzie ląduje. Po chwili przyjeżdża po mnie Kuba P. (za co mu serdecznie dziękuję!) i wracamy razem po moje auto .

Przeleciany dystans to 115km trójkąt FAI – plan wykonany.

Zobacz też: